nieznośnem nadużyciem władzy, chcieć im to okrutnym edyktem zakazać. Ale kiedy licznie zgromadzony senat żałobę postanowił, a inne stany już ją wprzód przywdziały, ty konsul z ciemnej garkuchni wyciągnięty z tą gładkolicą tanecznicą[1], senatowi opłakiwać upadek ludu Rzymskiego, zgon Rzeczypospolitej zakazałeś!
IX. Ale zapytał mnie niedawno, na co potrzebowałem jego pomocy, czemum się moim nieprzyjaciołom własnemi nie oparł siłami; jak gdyby nie tylko ja, który wielu osobom byłem często pomocą, ale ktokolwiek bądź był tak kiedy wyzuty ze sposobów ratunku, iżby nie tylko przy takim obrońcy czuł się bezpiecznym, ale przy takim rzeczniku i pomocniku nabrał większej otuchy. Jazbym na radzie i obronie tego bydlęcia, tego ścierwa zgniłego chciał polegać? jażbym od tego trupa wyrzuconego jakiej pomocy lub zaszczytu wyglądał? Konsulam wtedy szukał, konsula, mówię, któregom w tym karmnym wieprzu znaleźć nie mógł, człowieka, któryby tak walną sprawę Rzeczypospolitej radą i pomocą swoją był w stanie obronić, a przynajmniej takiego, który, gdyby tylko stał jak pień lub słup, mógł utrzymać tytuł konsulatu. Ro gdy cała moja sprawa tyczyła się konsulów i senatu, potrzeba mi było pomocy konsula i senatu, z których jedna przez was konsulów wyszła mi na zgubę, drugąście Rzeczypospolitej zupełnie wydarli. Jeśli mnie zapytasz, co chciałem począć; nie ustąpiłbym, zatrzymałaby mnie ojczyzna w swojem objęciu, gdybym tylko z owym wysiekaczem, jakich widzimy na igrzyskach pogrzebowych, z tobą i z twoim kollegą musiał walkę stoczyć. Insza była moja, insza sprawa wielkiego męża, Kw. Metella[2], którego zalety w jednym rzędzie z chwałą bogów nieśmiertelnych śmiem umieścić: on osądził że mu należało ustąpić sławnemu bohatyrowi, K. Mariuszowi, po raz szósty konsulowi, i jego niezwyciężonym legiom, żeby mu nie przyszło rozprawić się z nim orężem. Ale ja jaką miałbym do stoczenia walkę? Może z K. Mariuszem, albo z równym mu człowiekiem, czyli raczej z dwoma konsulami, z których jeden jest Epikurejczykiem barbarzyńskiego pochodzenia, drugi był chłopcem noszącym latarnię przed Katyliną. Nie przed wami ja, bez wątpienia, ani przed twemi