szony ze swych posad postępował dla uściśnienia swego zachowawcy. Tak mnie Rzym przyjął, że nie tylko wszystkich klass, wieków, stanów mężczyźni i kobiety, wszelkiego stopnia i urodzenia, ale nawet mury, mieszkania i świątynie miasta cieszyć się zdawały. Mnie w następnych dniach kapłani, konsulowie, senatorowie, w tym samym domu umieścili, z któregoś mnie był wypędził, któryś złupił i podpalił, i, co nikomu przedemną się nie zdarzyło, kosztem publicznym dom mi odbudować postanowili.
Taki był mój powrót. Powiedz teraz o swoim, kiedy po utracie wojska nic w całości prócz dawnego miedzianego czoła nie przyniosłeś z sobą do domu. Naprzód, kto wie jaką drogą jechałeś z twoimi laurem uwieńczonymi liktorami? Jakie manowce, jakie zakręty i uboczne drożyny wyszukiwałeś, jadąc samemi odludnemi miejscami? jakie cię miasto municypalne widziało? jaki przyjaciel zaprosił? jaki gość odwiedził? Nie byłaż ci noc za dzień? samotność za liczne towarzystwo? karczma za miasto? tak iż się zdawało że nie zwycięzki imperator z Macedonii wracał, ale niesiono do grobu ciało nędznego charłaka. Rzym nakoniec został skalany twojem przybyciem.
XXIII. O! ty zakało swojej familii, nie mówię Kalpurniuszów, ale Kalwentów, nie tej stolicy, ale miasta municypalnego Placencyi, nie twego ojcowskiego rodu, ale spokrewnienia z szarawarami[1] Gallów! jak wróciłeś? Który nie powiem z senatorów lub innych obywateli, ale z twoich legatów wyszedł na twe spotkanie? Był u mnie wtenczas L. Flakkus[2], który zasługiwał na urząd legata przy kim innym, ale nie przy tobie, godniejszy miejsca, z którego za mego konsulatu wspierał mnie swemi radami w ocaleniu Rzeczypospolitej; był u mnie wtenczas, kiedy ktoś powiedział że cię widziano niedaleko bramy błąkającego się z twoimi liktorami. Wiem także że Kw. Marcyusz, bardzo waleczny, w wojnie i wojskowości biegły człowiek, mój przyjaciel, jeden z legatów, którzy bitwę stoczyli, po której, chociaż byłeś daleko, imperatorem powitany zostałeś, w czasie twego przybycia spokojnie w domu siedział. Ale po co