zamyślał wywrzeć przeciw Rzeczypospolitej. Ci ludzie winni mu będąc swoje wyniesienie, zapędów jego (jak sam wnioskował), choćby mogli, powściągnąćby nie śmieli; a choćby chcieli, zaledwieby mogli pohamować zatwardziałą nałogiem śmiałość tak wielkiego zbrodniarza.
Więc wy tylko sami, sędziowie, nie wiecie, jesteście gośćmi w tem mieście? Uszy wasze czem innem zajęte, głucheli są na pogłoski krążące w Rzymie? Ażaliście nic nie słyszeli o prawach, jeżeli je tylko prawami, a nie raczej podżogami miasta i morowemi bolączkami Rzeczypospolitej nazwać należy, jakie miał nam wszystkim narzucić i jakby piętno na nas wypalić? Pokaż, proszę, Sex. Klodiuszu[1], pokaż nam ów zbiór praw waszych, coś go, jak mówią, z domu Klodiusza wyrwał to nowe Palladium, któreś wyniósł z pośród oręża i nocnego zbiegowiska, ten drogi dar, coś go zapewne przeznaczał nowemu jakiemu trybunowi, gdybyś znalazł takiego, któryby gwoli tobie trybunat sprawować chciał. Patrzcie! spojrzał na mnie tym samym wzrokiem, jaki rzucał na nas, kiedy nam wszystkim zgubę zagrażał. Struchlałem, przeraziło mię to światło senatu[2].
XIII. Co? myślisz że się gniewam na ciebie, któryś się okrutniej nad mym śmiertelnym pastwił nieprzyjacielem, niżeli moja ludzkość życzyć sobie mogła? Tyś krwawe ciało P. Klodiusza z domu wyrzucił; tyś je na plac publiczny zawlókł; tyś je pozbawione obrazów, pogrzebowych obrzędów, okazałości, mów pochwalnych, na nędznym stosie na pół spalone, psom nocnym na rozszarpanie zostawił. Co luboś bezbożnie uczynił, że jednak na nieprzyjaciela mego okrucieństwo swoje wywarłeś, chwalić nie mogę, gniewać się pewnie nie powinienem.
P. Klodiusza preturę nie bez wielkiej bojaźni zaburzeń nadchodzącą widzieliście, i przeczuwaliście jak będzie wyuzdana, gdyby nie miał zostać konsulem człowiek, który śmiał i mógł ją pohamować. Wszystek lud Rzymski wiedział że nim Milo zostanie; któżby się wahał dać mu głos, aby siebie od bojaźni, Rzeczpospolitę od niebezpieczeństwa uwolnił? Ale teraz po uprzątnieniu P. Klodiusza,