I. Jak we wszystkich ważniejszych sprawach glos zabierając, czuję się zawsze mocniej wzruszonym, niżeli na mój wiek i zwyczaj mówienia przystało; tak i w tej sprawie wiele mię rzeczy miesza, do tego stopnia że ile powinność moja dodaje mi ochoty do bronienia króla Dejotara, tyle mi bojaźń zdolności ujmuje. Naprzód, mówię w obronie gardła i fortuny króla, a lubo zaniesiona na niego skarga nie ma w sobie nic niesłusznego, zwłaszcza że tu idzie o twoje, K. Cezarze, bezpieczeństwo, tak jest jednak rzadko widzieć króla obżałowanego o uczynek gardłowy, żeśmy o tem nigdy dotąd nie słyszeli. Powtóre, tego króla, którego chlubne nagrody wraz z całym senatem miałem zwyczaj pomnażać, za jego ciągłe dla naszej Rzeczypospolitej usługi, dziś przeciw najzłośliwszemu oskarżeniu bronić muszę. Do tego i to także się przyczynia, że okrucieństwo jednego oskarżyciela, drugiego nikczemność wprawia mię w pomieszanie. Okrutny Kastorze, że nie powiem wyrodku bezbożny! ty wnuk przywodzisz dziada w niebezpieczeństwo życia; młodością swoją przerażasz tego, którego starości podporą i obroną być powinieneś; na samym wstępie życia ze zbrodni i bezbożności zalety szukasz; niewolnika dziada swego, przekupionego podarkami, do oskarżenia pana namawiasz, i od słusznego gniewu posłów królewskich zasłaniasz! Gdym zaś zobaczył twarz tego zbiegłego niewolnika, który pana oskarża, pana nieobecnego, pana, najwierniejszego przyjaciela naszej Rzeczypospolitej, gdym głos jego usłyszał, nie tyle mię zinie
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/326
Wystąpił problem z korektą tej strony.
MOWA
KRÓLEM DEJOTAREM.