łem na największe oskarżenia, teraz na inne odpowiedzieć trzeba.
XV. Wyrzuciłeś mi obóz Pompejusza, i całe postępowanie moje onego czasu. Gdyby wtenczas, jak powiedziałem, rada moja i powaga przemogła, tybyś dziś był w nędzy, a mybyśmy byli wolni, Rzeczpospolita tyluby wodzów i tyle wojsk nie utraciła. Wyznaję zatem że, przewidując co nastąpiło, byłem pogrążony w smutku, jakiegoby doznali wszyscy dobrzy obywatele, gdyby to samo przewidzieli. Bolałem, bolałem, senatorowie, że Rzeczpospolita waszą i moją radą niegdyś ocalona wkrótce zginąć miała. Anim był tak nieświadom rzeczy ludzkich, bym się miał troszczyć o zachowanie życia, którego dalszy ciąg zapowiadał mi same zmartwienia, koniec od wszelkich trosk uwalniał. Ocalić ja chciałem onych znakomitych mężów, światła Rzeczypospolitej, tylu konsularnych, tylu byłych pretorów tylu zacnych senatorów, cały kwiat szlachty i młodzieży, wojska złożone z najlepszych obywateli. Gdyby ci wszyscy żyli, aczkolwiek przy niedogodnych warunkach pokoju (bo wszelki pokój między obywatelami zdaje mi się lepszy od wojny domowej), mielibyśmy dziś jeszcze Rzeczpospolitę. Gdyby zdanie moje przemogło, gdyby ci, których chciałem życie ocalić, zaślepieni nadzieją zwycięztwa mnie się nie sprzeciwili, nigdybyś, Antoniuszu, że inne rzeczy pominę, nigdybyś w senacie, ani nawet w Rzymie nie postał. «Ale, dodajesz, wszystkie słowa moje odstręczały odemnie Kn. Pompejusza.» A jednak kogo więcej kochał nademnie? z kim częściej rozmawiał i radził? Było już i to niemałą rzeczą, że różniąc się między sobą w najwalniejszych punktach sprawy publicznej, pozostaliśmy jak dawniej w ścisłej przyjaźni. Ale i ja znałem najskrytsze uczucia i widoki jego, i moje mu tajne nie były. Ja miałem naprzód na uwadze bezpieczeństwo wszystkich obywateli, a potem godność: on przedewszystkiem obmyślał zachowanie godności. Lecz że każdy z nas miał przed sobą cel, do którego dążył, dla tego też łatwiej nam było znieść nasze nieporozumienie. Co zaś ten rzadki i prawie bozki człowiek o mnie trzymał, wiedzą to dobrze ludzie, którzy uchodząc z nim po porażce Farsalskiej, do Pafos go odprowadzili. Nigdy o mnie inaczej jak w najchlubniejszych i pełnych czułego żalu wyrazach nie wspominał, wyznając żem ja lepiej widział, on lepszą miał nadzieję. A ty śmiesz mi docinać, przypominając imię tego wielkiego człowieka, którego, jak sam powiadasz, ja byłem przyjacielem, ty majętności zaborcą.
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/381
Ta strona została przepisana.