Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/518

Ta strona została przepisana.
FILIPPIKA
DZIESIĄTA
MIANA W SENACIE.

I. Winniśmy ci, Pansa, i składamyć wszyscy największe dzięki. Nie spodziewaliśmy się abyś dzisiaj miał senat zwołać; ale skoroś list M. Brutusa, dostojnego obywatela, odebrał, bez najmniejszej zwłoki nas zwołałeś, żebyśmy jak najprędzej ucieszyć się i powinszować sobie mogli. To zwołanie równie nam wszystkim jest przyjemne, jak mowa, którąś po odczytaniu listu powiedział. Dowiodłeś że to prawda, o czem zawsze byłem przekonany, że człowiek mający zaufanie we własnej cnocie, cudzej nie zajrzy. Dla tego ja, który wielą wzajemnemi usługami i ścisłą przyjaźnią z Brutusem jestem złączony, daleko mniej będę miał o nim do powiedzenia; bo w tem com sobie powiedzieć zamierzył, tyś mnie w głosie swoim uprzedził. Ale mnie, senatorowie, zmuszają do obszerniejszego mówienia wyrazy senatora, który przedemną mówił. Różnię się z nim w zdaniu tak często, iż się obawiać zaczynam aby przyjaźń nasza nie doznała, co być nie powinno, jakiego uszczerbku z powodu tak ciągłego nieporozumienia.
Jaki jest tedy, Kalenie, twój sposób myślenia? jaki cel? Od pierwszego stycznia nigdyś się nie przychylił do zdania konsula, który ci pierwszemu głos daje. Czem się dzieje, że choćby senat najliczniej się zgromadził, żaden senator nie poszedł nigdy za twojem zdaniem? Dla czego bronisz zawżdy ludzi tak mało tobie po-