Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu/16

Ta strona została przepisana.

partyi, o niczem innem nie mówią, jedno o proskrypcyi, zarywają na Syllę[1]
Nim się wybrał do obozu Pompejusza, walczył w nim przez pięć miesięcy wzgląd na własne bezpieczeństwo, na swą spokojność, z powinnością ku Pompejuszowi, aż nakoniec ta ostatnia przemogła. «Jak wół idzie za trzodą, pisał do Attyka, tak ja pójdę za dobrze myślącymi ludźmi[2]
W kilka lat potem, rozpamiętywając upłynione czasy, cieszył się, że obowiązku dopełnił, z długu wdzięczności się wypłacił. «Zaczęła się wojna, pisze do Cecyny, spokojnie się zachowałem: wyniosła się z Italii; pozostałem dopóki mgłoem. Ale uczucie wzajemności przemogło we mnie nad bojaźnią: nie mogłem opuścić człowieka w niebezpieczeństwie, który mnie w podobnem położeniu nie opuścił. Tak tedy przezwyciężony, albo uczuciem obowiązku, albo głosem publicznego sądu, albo własnym wstydem, pojechałem jak Amfiaraus w tragedyi, wiedząc co czynię, i z dobrym namysłem, na zgubę przed oczyma leżącą[3]

Jego ludzkości i gotowości na usługi przyjaciołom to jest dowodem, że cieszył jak mógł na wygnaniu będących, Ampiusza Balba, Cecynę, Nigidiusza Figula, Kw. Ligariusza, Kn. Plancyusza, A. Torkwata, za nimi do Cezara prośby zanosił, i nie wprzód przestał wstawiać się tak osobiście, jako też przez spólnych przyjaciół, Balba,

  1. Ad Atticum, IX, 7, 10.
  2. Ad Atticum, VII, 7.
  3. Epist. ad Fam. VI, 6.