wiąc, że mu czarami pamięć odjęto[1]. Co mam powiedzieć o sposobach pobudzenia do litości, których tyle używałem, że gdy nas kilku w jednej sprawie stawało: wszyscy mi domówienie zostawiali, w czem jeślim się zdawał celować, nie memu talentowi, ale wrodzonej czułości winien to byłem. Jakikolwiek ten dar u mnie jest, a żałuję że nie jest większym, widać go w moich mowach, chociaż mowy pisane nie tchną już tym duchem, którego taka jest dzielność, że co słyszymy większe na nas sprawuje wrażenie, niżeli co czytamy.
XXXVIII. Ale nie dosyć na wzbudzeniu politowania w sędziach, które często z takiem rozczuleniem wzbudzałem, że wziąwszy raz w domówieniu niemowlę na ręce, w drugiej sprawie kazawszy powstać znakomitemu mężowi, którego broniłem, i podniósłszy w górę jego maluczkiego synka, napełniłem całe Forum płaczem i narzekaniem[2]; trzeba także oburzyć lub uspokoić sędziów, trzeba wzbudzić w ich duszy zazdrość i życzliwość, pogardę i podziwienie, nienawiść i miłość, pożądanie i odrazę, nadzieję i bojaźń, radość i smutek: rozmaite namiętności, z których na gwałtowniejsze moje oskarżenie Werresa, na łagodniejsze moje mowy obronne dostarczą przykładów. Niema bowiem sposobu wzruszenia lub ukojenia umysłu słuchaczów, któregobym nie próbował; i powiedziałbym, żem to doprowadził do doskonałości, gdybym tak mniemał, i stojąc przy prawdzie nie lękałbym się zarzutu zarozumiałości. Ale, jak już powiedziałem, nie moc talentu, ale wielka moc uczucia tak mnie zapala, że się w uniesieniu nie posiadam. Nigdyby się słuchacz nie zapalił, gdyby nie doszła do niego pałająca jeszcze mowa.
Przytoczyłbym z mów moich przykłady, gdybyś ich nie czytał; przytoczyłbym cudze albo z Łacińskich mówców, gdybym je znalazł, albo z Greckich, gdyby tak wypadało. Mało ich jest w Krassie, i te nie w sądowych mowach; żadnych u Antoniusza, u Kotty, u Sulpicyusza; Hortensiusz lepiej mó-