Na posiadłości wasze, może nawet
Na samo miasto.
Koryolan. Wspierajcie mnie bogi!
Aufidyusz. Jeżeli zatem chcesz, dostojny mężu,
Sam sprawą zemsty twej kierować, przyjmij
Połowę mojej władzy i postanów —
Ile, że jesteś bieglejszy w rzemiośle
I bliżej zdolny ocenić silniejszą
I słabszą stronę twej ziemi — którędy
Mamy się udać i od czego zacząć:
Czy zaraz do bram Rzymu zakołatać,
Czyli też, celem rzucenia postrachu,
Pohulać pierwej w dalszych okolicach.
Ale pójdź; pozwól, bym cię przedewszystkiem
Przedstawił moim gościom, którzy z góry
Na każde twoje zgodzą się żądanie.
Witaj po tysiąc razy! Nigdyś nie był
Nieprzyjacielem naszym w takim stopniu,
Jak teraz jesteś przyjacielem, mimo
Żeś niepoślednio był tym pierwszym. Podaj
Mi rękę! Niechaj się święci ta chwila,
W której cię mogę nazwać gościem moim.
Pierwszy sługa. Szczególne się rzeczy dzieją.
Drugi sługa. Świerzbiało mnie coś, żeby go poczęstować lagą, a jednak coś mi szeptało, że jego ubiór fałszywie mówi o jego osobie.
Pierwszy sługa. Cóżto on ma za rękę! Zakręcił mną w dwóch palcach jak ten, co frygę puszcza.
Drugi sługa. Wyczytałem mu ja z oczu, że w nim jest coś; miał on widocznie w twarzy coś takiego — nie wiem, jakby to powiedzieć.
Pierwszy sługa. W istocie, miał coś takiego, jak gdyby — niech mnie kaci porwą, jeżelim zaraz nie pomyślał — że w nim jest coś więcej, niż myślałem.
Drugi sługa. Dalipan, i ja to samo; po prostu mówiąc, nie ma na świecie równego mu człowieka.