Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Aufidyusz (na stronie). Nie mam ci za złe, żeś wspaniałomyślność
Przeniósł nad honor; to mi dopomoże
Wrócić na dawne moje stanowisko.

(Niewiasty dają znak Koryolanowi).

Koryolan. Nie traćmy czasu.

(Do Wolumnii i Wirgilii).

Ale pierwej pójdźmy
Spełnić puhary. Weźmiecie ze sobą
Lepsze świadectwo, niż słowa, bo pismo,
W którem wzajemne, podobne warunki
Spisane będą i pieczęcią naszą
Stwierdzone. Pójdźcie z nami do namiotu.
Jeżeli komu, to wamby powinien.
Rzym wznieść świątynie. Wszystkie jego miecze,
Wszystkie zastępy wojsk z nim sprzymierzonych
Nie potrafiłyby były wyjednać
Tego pokoju.

(Wychodzą).
SCENA CZWARTA.
Rzym. Plac publiczny.
Wchodzą MENENIUSZ i SYCYNIUSZ

Meneniusz. Czy widzisz ten narożny kamień Kapitolu?
Sycyniusz. Widzę, cóż z tego?
Meneniusz.Jeżeli znajdziesz sposób poruszenia go z miejsca małym palcem, to jeszcze jest nadzieja, że nasze kobiety, a w szczególności jego matka, potrafią na nim coś wymódz. Ale ja mówię, że żadnej nie ma nadziei; głowy nasze dekretowane i egzekucya za pasem.
Sycyniusz. Możeż się człowiek w krótkim czasie do tego stopnia zmienić!
Meneniusz. Pomiędzy poczwarką a motylem jest różnica, a przecie motyl był poczwarką. Ten Marcyusz stał się z człowieka smokiem: ma skrzydła, jest czemś więcej, niż pełzającą istotą.