Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Sycyniusz. Jestże to szczerą prawdą? Jestżeś pewny,
Że to jest prawdą?
Posłaniec.Tak, jak pewny jestem,
Że słońce szczerym jest ogniem. Z jakiegoż
Świata wracacie, że wątpicie o tem?
Nigdy tak chyżo parta wichrem fala
Nie wylewała się przez łuki arkad,
Jak się w tej chwili przez bramy wylewa
Uradowany tłum ludu. Słyszycie?

(Odgłos trąb, obojów i kotłów w połączeniu z okrzykami słychać za sceną).

Trąby, puzany, harfy, surmy, flety,
Kotły, cymbały i okrzyki Rzymian,
Wzbudzają słońce do pląsów. Słyszycie?

(Znowu okrzyki).

Meneniusz. Walna wieść, spieszę na spotkanie naszych
Szlachetnych niewiast. Tę Wolumnię warto
Ozłocić, całe miasto senatorów
I patrycyuszów, z konsulami razem.
Nie zrównoważy jej w zasłudze. Co się
Tyczy trybunów, takich jak wy, tychby
Do równowagi trzeba wziąć przynajmniej
Tylu, ileby cały kraj i morze
Mogło pomieścić. Dobrzeście się dzisiaj
Modlili. Jeszcze dziś rano nie byłbym
Był dał denara za dziesięć tysięcy
Głów waszych. Co za radosne okrzyki!

(Okrzyki i muzyka).

Sycyniusz. Niech cię nasamprzód bogi błogosławią!
Następnie przyjmij nasze dziękczynienia
Za tę wiadomość.
Posłaniec.My wszyscy podobno
Równy tu mamy powód do dziękczynień.
Sycyninsz. Dalekoż one są od miasta?
Posłaniec.Były
Tuż przed bramami, gdym tu przyszedł.
Sycyniusz.Idźmyż
Na ich spotkanie i dołączmy głosy
Do tych weselnych okrzyków.

(Postępują).
(Niewiasty otoczone senatorami, patrycyuszami i ludem przechodzą przez scenę).