Meneniusz. Cóż się to święci, moi współrodacy?
Gdzież to idziecie z kijmi i pałkami?
O co wam idzie? Powiedzcie mi, proszę.
Pierwszy obywatel. Zamiar nasz nie jest senatowi obcym; już go przed piętnastu dniami doszły posłuchy o tem, cośmy mieli na myśli, a co teraz po stanowiliśmy przywieść do skutku. Panowie senatory mówią, że biedni suplikanci mają ciężki oddech, poznają teraz, że mają i ciężkie pięści.
Meneninsz. Moi panowie, łaskawcy, sąsiedzi,
Chcecież się sami o zgubę przyprawić?
Pierwszy obywatel. Nie boimy się tego, panie,bośmy już o nią przyprawieni.
Meneiliusz. Mogę wam ręczyć, moi przyjaciele,
Że patrycyusze mają o was pieczę,
Co się waszego tyczy niedostatku
I waszej biedy, podczas tej drożyzny.
Za to zarówno moglibyście miotać
Kijmi na niebo, jak na rzymskie państwo,
Które iść dalej będzie swoją drogą.
Rwąc krocie twardszych wędzideł, niż wszelkie,
Mogące przez was stawić się zawady.
Drożyznę bowiem zrządzają bogowie,
Nie patrycyusze, a u tych, schylone
Kolana raczej mogłyby coś wskórać,
Nie podniesione ramiona. Niestety!
Niedola rzuca was w większą niedolę;
I złorzeczycie sterownikom państwa,
I przeklinacie jako nieprzyjaciół
Tych, co się o was, jak ojcowie, troszczą.
Pierwszy obywatel. Troszczą się o nas! Ba i bardzo! Pięknie się troszczą: pozwalają nam umierać z głodu, a magazyny ich pełne zboża; wydają ustawy o lichwie, aby wspierać lichwiarzy; kasują codzień zbawienne jakie prawo, stawiające tamę bogaczom i codzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedaków. Jeżeli nas wojna nie zje, oni to zrobią. Taka to ich troskliwość o nas.