Kaska. Któż kiedy widział tak gniewne niebiosa?
Kasyusz. Ci, co widzieli ziemię przepełnioną
Tak wielką masą zdrożności. Co do mnie,
Chodziłem sobie po ulicach szydząc
Z gróźb atmosfery; i tak, jak mnie widzisz,
Z rozpiętą szatą nadstawiałem łono
Strzałom piorunów. A kiedy zębato
Błękitny rozbłysk zdawał się otwierać
Pierś firmamentu, jam mu się umyślnie
Za cel w centrownym kierunku podawał.
Kaska. Dlaczegoś, bracie, tak doświadczał niebios?
Ludzi udziałem jest drżeć, gdy bogowie
Za pośrednictwem tych strasznych heroldów
Raczą nam swoją, potęgę obwieszczać.
Kasyusz. Za flegmatyczny jesteś, Kasko; nie masz
Tej iskry życia, która znamionuje
Rzymian, albo ją w sobie zaniedbujesz.
Lica twe blade, wzrok twój osłupiały,
Ulegasz trwodze i z zdumieniem patrzysz
Na niepojętą niecierpliw ość niebios.
Lecz gdybyś wejrzał w prawdziwą przyczynę
Tych zjawisk, gdybyś się chciał zastanowić
Nad rzeczywistem znaczeniem tych wszystkich
Ogniów, tych lotnych widm, ptaków i zwierząt,
Odstępujących od zwykłej swej normy;
Gdybyś pomyślał, dlaczego dziś starcy.
Dzieciństwa robią, a dzieci rachują;
Dlaczego wszystko dziś wychodzi jakoś
Z karbów porządku natury i bierze
Postać potworną: poznałbyś zaiste,
Ze fenomena te sprowadza niebo.
Jako narzędzia trwogi i przestrogi,
Uprzedzające o jakichś ogólnych,
Potwornych zmianach. Mógłbym ja ci teraz,
Kasko, wymienić nazwisko człowieka,
Do tej okropnej nocy podobnego,
Który grzmi, błyska, otwiera grobowce
I ryczy jak ów lew na Kapitolu,
Człowieka, który osobiście nie jest
Silniejszy od nas obudwóch, lecz który
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/160
Ta strona została przepisana.
152
JULIUSZ CEZAR.