Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/161

Ta strona została przepisana.
153
AKT PIERWSZY. SCENA TRZECIA.

Nad miarę wzmógł się i stał się nam groźnym,
Tak właśnie, jako te nocne straszydła.
Kaska. To Cezar, o nim myślałeś, Kasyuszu?
Kasyusz. Kto bądź, to jedno, bo Rzymianie tylko
Z rysów i z członków są podobni teraz
Do swoich przodków. Duchy ojców naszych
Wymarły, został nam tylko duch matek.
Jarzmo gniotące nas i obojętność,
Z jaką je znosim, pokazuje, żeśmy
Niewieściuchami.
Kaska. Słyszałem, że jutro
Senat ma królem obwołać Cezara,
Wolno mu będzie używać korony,
Gdzie tylko zechce, na morzu i lądzie,
Prócz tu, w Italii.
Kasyusz. Wiem ja, jaki wtedy
Użytek zrobię z tego puginału,
Kasyusz uwolni od więzów Kasyusza.
W tym punkcie dają nieśmiertelni słabym
Wigor, a karzą niemocą tyranów.
Niczem kamienne wieże, niczem wały
Z kutego spiżu, niczem lochy, niczem
Żelazne pęta, nie wstrzymają one
Potęgi ducha, rwącej się na wolność.
Życiu, któremu szranki tego świata
Już się sprzykrzyły, nie brak nigdy środków
Do wydobycia się z nich raz na zawsze.
Ponieważ to wiem, niechże wszyscy wiedzą,
Że skoro zechcę, mogę zrzucić z siebie
Tę część niewoli, któraby się mogła
Stać mym udziałem.
Kaska. I ja, i tak samo
Każdy niewolnik ma zawsze w swym ręku
Moc otrząśnienia się z więzów.
Kasyusz. Skądże to, proszę, Cezarowi przyszło
Chcieć być tyranem? Biedny człowiek! Wiem ja,
Żeby mu ani się śniło być wilkiem,
Gdyby nie wiedział, że Rzymianie owce,
Ni lwem, gdybyśmy nie byli sarnami.
Od wątłej słomy zaczyna, kto szybko