Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/162

Ta strona została przepisana.
154
JULIUSZ CEZAR.

Wielki chce ogień rozniecić. I cóżto,
Czyto Bzym śmiecie, wiór albo łach jaki,
Aby miał żagwią być do oświecenia
Tak nikczemnego jestestwa jak Cezar?
Ale dokądże boleść mnie unosi?
Może ja mówię do służalca, który
Smakuje w więzach. Wiem, że w takim razie
Zmuszony będę zdać z słów moich sprawę,
Lecz mniejsza o to, jestem uzbrojony
I obojętne mi niebezpieczeństwa.
Kaśka. Mówisz do Kaski, do człowieka, który
Nie jest bezczelnym szczekaczem. Daj rękę,
Domyśl o środkach zaradzenia złemu,
A ja tą nogą tak postąpię naprzód,
Jak ten, co robi krok podwójny.
Kasyusz. Zgoda,
Układ zrobiony. Wiedz-że teraz, Kasko,
Żem już nakłonił kilku najszlachetniej
Myślących Bzymian do przyjęcia ze mną
Udziału w pewnem chlubnie hazardownem
I nader płodnem w skutki przedsięwzięciu.
Czekają oni na mnie o tej dobie
W Pompejuszowym portyku,
Ta noc, pod której zasłoną nie spotkasz
Żywego ducha, ta walka żywiołów
Sprzyja nam, bo jest tak, jako nasz zamiar,
Krwawą, palącą i przerażającą.

(Wchodzi Cynna).

Kaska. Cicho! ktoś ku nam spiesznym zdąża krokiem.
Kasyusz. To Cynna, jeden z naszych towarzyszów,
Znam go po, chodzie. Cynno, gdzie tak spiesznie?
Cynna. Szukam cię. Któż to jest? Metellus Cymber?
Kasyusz. Nie Cymber, Kaśka, świeżo zwerbowany
Przyjaciel. Cynno, czy na mnie czekają?
Cynna. Cieszę się z tego. Cóżto za noc! kilku
Z naszych widziało szczególne zjawiska.
Kasyusz. Cynno, czy na mnie czekają?
Cynna. Czekają.
O! gdybyś także potrafił, Kasyuszu,
Na naszą stronę Brutusa przyciągnąć!