Odsłaniać w nocy, gdy tylko złość czuwa?
O! w takim razie, gdzieżbyś znalazł za dnia
Tak ciemną ustroń, byś w niej mógł pogrzebać
Potworne swoje oblicze? O! spisku!
Nie szukaj mroku jaskiń ani pieczar;
Pokryj się raczej uśmiechem, słodyczą;
Bo gdybyś szczerą twą postać ukazał,
Nawet ponury Ereb nie zdołałby
Zatrzeć wrażenia twojego widoku.
Kasyusz. Za śmiało może przychodzimy przerwać
Twój wypoczynek, Brutusie? Dzień dobry!
Nie przeszkadzamyż ci?
Brutus. Już dawno wstałem.
Nie spałem całą noc. Czy to znajomi?
Kasyusz. Wszyscy znajomi; nie ma tu nikogo,
Coby cię nie czcił, i każdy serdecznie
Pragnie, ażebyś miał o sobie samym
Takie mniemanie, jakie ma o tobie
Każdy szlachetnie myślący Rzymianin.
To jest Treboniusz.
Brutus. Witam go w mym domu.
Kasyusz. To, Decyusz Brutus.
Brutus. Witam go podobnież.
Kasyusz. To Kaslca; tamto Cynna; to Metellus
Cymber.
Brutus. Witam ich wszystkich najuprzejmiej.
Cóżto za troska stanęła napoprzek
Między waszemi oczyma a nocą?
Kasyusz. Mogęż cię prosić na ustęp?
Decyusz. Wszak to wschód? Czyliż tu dzień nie dochodzi?
Kaska. Zdaje się, że nie.
Cynna. Przepraszam, i owszem;
Owe szarawe szlaki na obłokach
Są zwiastunami dnia.
Kaska. Przyznajcie, że się obadwa mylicie:
Słońce tu wschodzi, gdzie wskazuję mieczem,
I na tak wczesną, jak dziś porę roku,