Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/168

Ta strona została przepisana.
160
JULIUSZ CEZAR.

Za bardzo Zwraca się ku południowi.
Za dwa miesiące posunie się ono
Wyżej na północ i ranny wschód będzie
Tu prosto w stronie Kapitolu.
Brutus. Podajcie mi dłoń wszyscy po kolei.
Kasyusz. I przedsięwzięcie swe stwierdźmy przysięgą.
Brutus. Przysięgą? na co? Jeżeli współczucie,
Boleść dusz naszych, nadużycia czasu,
Słabą są dla nas pobudką: niech każdy
Wstecz się zawróci, w gminne skoczy łoże;
Niechaj tyrania z podniesioną głową
Grasuje, póki ostatni mąż z mężów
Z kolei losu nie padnie.
Ale jeżeli te wszystkie powody,
Jak się spodziewam, są dostatecznymi
Do obudzenia męstwa nawet w tchórzach,
I do nadania hartu nawet miękkim,
Niewieścim sercom: o! rodacy moi,
Na cóż nam bodźca innego do czynu,
Jak własny nasz stan? i innych ubezpieczeń,
Jak tajemnica Rzymian, jedno słowo
Ludzi niezdolnych kłamać? Na co przysiąg
Tam, gdzie prawości prawość z cicha ręczy,
Że to lub owo spełnim albo zginiem?
Niech przysięgają sektarze, oszusty,
Tchórze i dziady, i te chore dusze,
Którym pochlebia doznawana krzywda.
W złej sprawie zwykle przysięgają tacy,
Którym nie daje wiary żaden mąż,
Ale my cnego przedsięwzięcia swego
I niepodległej tęgości dusz naszych
Nie plammy myślą, że do naszej sprawy
I do szczęsnego jej przeprowadzenia
Potrzeba przysiąg; kiedy każda kropla
Krwi Rzymianina bękarcieje hańbą,
Jeżeli który, choćby najdrobniejszą
Cząstkę danego przyrzeczenia złamie.
Kasyusz. Lecz cóż Cycero? Mamy go wybadać?
Ja mniemam, że on silnie krok nas poprze.
Kaska. Nie pomijajmy go.