Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/187

Ta strona została przepisana.
179
AKT TRZECI. SCENA PIERWSZA.

Brutus. Ileż to jeszcze razy na żart skona
Ten wielki Cezar, który jak proch teraz
U stóp posągu Pompejusza leży?
Kasyusz. Ilekroć razy wznowi się ta scena,
Tylekroć razy nazwą nas zbawcami
Swojego kraju.
Decyusz. Mamyż iść zaraz?
Kasyusz. Idźmy, Brutus przodem,
W ślad jego kroków ponieśmy odważnie
Kwiat nieodrodnych rzymskich serc.

(Wchodzi sługa).

Brutus. Któż to nadchodzi? Antoniusza sługa.
Sługa. Tak mi, Brutusie, pan mój klęknąć kazał,
Marek Antoniusz tak mi upaść kazał
I tak na klęczkach kazał mi powiedzieć:
Brutus jest mężny, cny, mądry i prawy,
Cezar był silny, śmiały, wielki, słodki.
Powiedz, że kocham Brutusa i czczę go,
Żem się Cezara bał, czcił go i kochał.
Jeśli z Brutusa wolą zgodnem będzie,
Ażeby Marek Antoniusz bezpiecznie
Przybył do niego i powziął wiadomość,
Co śmierć Cezara mogło spowodować:
Żyjący Brutus w Antoniusza sercu
Zastąpi miejsce zmarłego Cezara,
I stanie Marek Antoniusz przy boku
Cnego Brutusa i z niezłomną wiarą
Podzieli jego los i wszelkie sprawy.
To ci oznajmia Antoniusz, mój pan.
Brutus. Twój pan, zaiste, mądry jest i mężny,
Nigdym z tej strony źle o nim nie trzymał.
Idź mu powiedzieć odemnie, że śmiało
Może tu przybyć, stanie mu się zadość,
I na mój honor, powróci nietknięty.
Sługa. Spieszę po niego.

(Odchodzi).

Brutus. Wiem, że będziemy mieć w nim przyjaciela.
Kasyusz. Oby tak było! Ale jest coś we mnie,
Co go się lęka i nieufność moja
Trudno się godzi z jego oświadczeniem.