Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/190

Ta strona została przepisana.
182
JULIUSZ CEZAR.

Antoniusz. Wybacz,
Kaju Kasyuszu, takby powiedzieli
Nieprzyjaciele Juliusza Cezara.
Skromne to zatem ze wszech miar i zimne
Umiarkowanie w jego przyjacielu.
Kasyusz. Nie mam ci za złe, że Cezara chwalisz,
Ale na jakiejż z nam i chcesz stać stopie?
Chcesz-że się liczyć do naszych przyjaciół,
Czyli też mamy obejść się bez ciebie?
Antoniusz. Podawszy wam dłoń, jużem wam dał poznać,
Co myślę, ale w tej chwili na nowo
Tknięty zostałem widokiem Cezara.
Sprzyjam wam wszystkim, wszystkich was miłuję,
W nadziei, że mi raczycie oznajmić:
Pod jakim względem i dlaczego Cezar
Był niebezpiecznym.
Brutus. Gdybyśmy w tej mierze
Milczeli, czyn nasz dzikoby wyglądał.
Powody nasze tak są sprawiedliwe,
Że choćbyś nawet był synem Cezara,
Byłbyś z nich kontent.
Antoniusz. Tego tylko żądam.
Teraz zaś proszę, abym mógł na rynek
Zanieść to ciało i, jako się godzi
Przyjacielowi, z publicznej trybuny
Mieć na cześć jego mowę pogrzebową.
Brutus. Masz k ’tem u wolność, Marku Antoniuszu.
Kasyusz. Brutusie, słowo. (Na stronie). Na bogi! co czynisz?
Nie pozwalaj mu na to, nie wiesz, jaki
Wpływ na lud wywrzeć może jego mowa,
Brutus. Nie troszcz się, ja wprzód wstąpię na mównicę
I powód śmierci Cezara wyłożę.
Niechaj Antoniusz, co chce potem mówi,
Postaram się wprzód dać do zrozumienia,
Że on za naszem mówi pozwoleniem,
Za naszą zgodą, że pragniemy szczerze,
Ażeby Cezar z wszelkieini zwykłemi
Ceremoniami pogrzebiony został.
Nie stracim na tem nic — zyskamy raczej.