Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/198

Ta strona została przepisana.
190
JULIUSZ CEZAR.

Obywatele. O! Antoniuszu! przeczytaj testament!
Drugi obywatel. To nikczemnicy, bezwstydni mordercy!
Ależ testament, testament!
Antoniusz. Gwałtem więc chcecie, bym go wam przeczytał?
Stańcie w krąg tedy przy zwłokach Cezara
I mnie pozwólcie podnieść całun tego,
Co w nim zapisał swą ostatnią wolę.
Mamże znijść? Czyliż zgadzacie się na to?
Obywatele. Znijdź! znijdź!

(Antoniusz zstępuje z mównicy).

Trzeci obywatel. Zgadzamy się.
Czwarty obywatel. Stańmy w krąg.
Pierwszy obywatel. Stańmy opodal, usuńmy się.
Drugi obywatel. Hej! zróbcie miejsce najszlachetniejszemu
Antoniuszowi.
Antoniusz. Nie tłoczcie się tak koło mnie, odstąpcie.
Obywatele. Na bok! hej! na bok!
Antoniusz. Jeżeli macie łzy, lejcież je teraz.
Czy znacie ten płaszcz? Pomnę, kiedy Cezar
Po raz pierwszy na siebie zarzucił go,
Byłoto w letni wieczór pod namiotem,
Tego dnia, wieczór pogromił był Nerwów.
Patrzcie! w to miejsce pchnął zawistny Kaska,
W to miejsce sztylet Kasyusza ugodził,
Tędy cios zadał Brutus ukochany,
A kiedy wyjął fatalne narzędzie,
Pomyślcie, ile krwi z Cezara trysło.
Buchnęła ona jak przez drzwi, chcąc ujrzeć,
Czyli to Brutus tak silnie zapukał,
Czyli nie Brutus, bo Brutus, jak wiecie,
Był istnym w oczach Cezara aniołem.
Bogowie, wyście świadkami, jak bardzo,
Jak czule kochał go Cezar! Zaprawdę,
Byłto cios z wszystkich ciosów najdotkliwszy.
Skoro albowiem Cezar uczuł w piersiach
Sztylet Brutusa, niewdzięczność, silniejsza
Od ramion zdrajców, wraz go pokonała.
Pękło mu serce i twarz kryjąc płaszczem,
U stóp posągu Pompejuszowego,