Dostają strawy, że chleb jest dla wszystkich,
Co mają gęby, że bogowie dają
Zboże nie tylko dla bogatych. W takich
I tym podobnych bzdurstwach wyzionęli
Swe użalenia, którym czyniąc zadość,
Postanowiono, zgodnie z ich życzeniem,
Coś, co szlachetną myśl przejmuje zgrozą,
I śmiałą władzę w bladą lalkę zmieni.
Zaczęli wtedy rzucać czapki w górę,
Jakby je chcieli zawiesić na obu
Bogach księżyca, i jak opętani
Wrzeszczeć z radości.
Meneniusz. Cóż postanowiono?
Marcyusz. Pięciu trybunów wedle ich wyboru,
Którzy praw szui strzedz i bronić mają,
Jednym obrany został Juniusz Brutus,
Drugim Sycyniusz Welutus, kto więcej,
Nie wiem. — Do kroćset siarczystych piorunów!
Prędzej byłoby to szubrawcze plemię
Z całego Rzymu pozdzierało dachy,
Niżby zdołało było coś takiego
Wymódz odemnie. Wezmą oni wkrótce
Większą przewagę i poparci buntem
Przyjdą nam podać trudniejsze warunki.
Meneniusz. Rzecz dziwna.
Marcyusz. Precz stąd do domów, hultaje!
Goniec. Gdzie Kajus Marcyusz?
Marcyusz. Tu, cóż mi obwieścisz?
Goniec. To, że Wolskowie wzięli się do broni.
Marcyusz. Cieszę się z tego, będziem przecie mogli
Przewietrzyć trochę ten stęchły kram gminu;
Lecz oto nasza starszyzna.
Pierwszy senator. Marcyuszu,
Prawdę mówiłeś; Wolskowie istotnie
Podnieśli oręż.
Marcyusz. Przywodzi im sławny
Tullus Aufidyusz, z którym twarda sprawa.