Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/227

Ta strona została przepisana.
219
AKT PIĄTY. SCENA CZWARTA.

Kato. Zacny Tytyniusz! Patrzcie, jak sumiennie
Uwieńczył zimne czoło przyjaciela.
Brutus. Jest-że gdzie jeszcze dwóch podobnych Rzymian?
Ostatni z synów Rzymu, bądźcie zdrowi!
Nigdy on, nigdy równych wam nie wyda.
O! przyjaciele, winienem ja więcej
Łez tym dwom mężom, niż ich tu wylewam.
Znajdę czas na to, bądź pewien Kasyuszu.
Wyprawcie drogie te zwłoki do Tassos,
Nie pogrzebiemy ich w obozie naszym,
Boby ten obrzęd odjął nam odwagę.
Pójdź, Lucyliuszu, pójdź, młody Katonie.
Idźmy na nowy bój. Labro i Flawiusz
Niechaj prowadzą naprzód swoje hufce.
Teraz punkt ósma, zanim noc nastanie,
Raz jeszcze szczęścia spróbujmy, Rzymianie.

(Wychodzą).
SCENA CZWARTA.
Inna strona pola bitwy.
Wojenna wrzawa. Żołnierze obu wojsk wchodzą walcząc; następnie BRUTUS, KATO, LUCYLIUSZ i inni.

Brutus. Jeszcze, o, jeszcze, wytrwałości, bracia!
Kato. Bękart, kto stchórzy, któż nie pójdzie za mną,
Skoro na polach zagrzmi moje imię?
Jestem syn Marka Katona: słyszycie!
Przyjaciel swobód, w róg ciemiężycieli,
Słyszycie? Jestem syn Marka Katona!

(Naciera na nieprzyjaciół).

Brutus. A ja, jam Brutus, Marek Brutus. Brutus,
Wierny ojczyzny syn, wiedźcie, żem Brutus.

(Rzuca się między walczących. Kato śmiertelnie raniony pada).

Lucyliusz. I tyś legł, młody, szlachetny Katonie!
Umierasz jak mąż chrobry, jak Tytyniusz,
I godzien jesteś nazwiska Katona.
Pierwszy żołnierz. Poddaj się albo giń.