Brutus. Siądź tu, Klitusie, słowa zabijają,
Czyn tylko zbawia. Posłuchaj, Klitusie.
Klitus. Co? ja, mój wodzu? Nigdy, za nic w świecie.
Brutus. Cicho więc.
Klitus. Prędzejbym zabił sam siebie.
Brutus. Pójdź, Dardaniuszu, coś ci powiem.
Dardaniusz. Jażbym
Miał spełnić taki czyn?
Klitus. O, Dardaniuszu!
Dardaniusz. O, Klitusie!
Klitus. Czegożto Brutus zażądał od ciebie?
Dardaniusz. Żebym go zabił. Patrz, jak się zadumał.
Klitus. Boleść przepełnia tę szlachetną czarę,
Tak, że aż z oczu ścieka mu jej gorycz.
Brutus. Zbliż się, kochany Wolumniuszu, słuchaj.
Wolumniusz. Co każesz, wodzu?
Brutus. Słuchaj: duch Cezara
Po dwakroć mi się ukazał wśród nocy,
Raz w Sardes, drugi raz tu, na tych polach.
Ostatnia moja godzina nadeszła,
Wiem dobrze.
Wolumniusz. Tak źle nie będzie, mój wodzu.
Brutus. Będzie tak, pewny jestem, Wolumniuszu.
Sam widzisz, jaką rzeczy biorą postać;
Nieprzyjaciele nad dół nas zagnali.
Szlachetniej będzie, samym w niego skoczyć,
Niż czekać, aż nas wtrącą. Wolumniuszu,
Wiesz, żeśmy razem chodzili do szkoły;
W imię tak dawnych stosunków przyjaźni,
Proszę cię, nadstaw ostrze mego miecza,
Abym się piersią nań rzucił.
Wolumniusz. O! Panie.
Takiej przysługi nie czyni przyjaciel.
Klitus. Chroń się, o Panie; zguba cię tu czeka.
Brutus. Bądź mi zdrów, i ty, i ty Wolumniuszu —
Stratonie, spałeś, jak widzę, dotychczas —