Filon. Wiesz co, ten dziwny szał naszego wodza
Przechodzi wszelką, m iarę; te spojrzenia,
Co nad rotami, wśród wojennych znaków
Jak zbrojny Mars jaśniały, dziś przyćmione,
Spływają z wątłym swych promieni blaskiem
Na śniadą skroń kochanki; to lwie serce
Co dawniej w zgiełku strasznych walk zrywało
Pancerza łuski, dziś bez hartu prawie,
Jak miech lub wachlarz bije, dla chłodzenia
Cygańskiej chuci. Otóż on i ona.
Uważaj pilnie, poznasz w nim ze smutkiem
Ów trzeci filar świata, dziś przebrany
Za błazna tej wietrznicy; patrz i słuchaj.
Kleopatra. To miłość, mówisz; jakaż jej potęga?
Antoniusz. Do morskiej głębi żaden wzrok nie sięga.
Kleopatra. Jej kres ostatni dziś mi poznać trzeba.
Antoniusz. W niej nie ma kresu, jak w obszarze nieba.
Służący (wchodząc). Posłowie z Rzymu.
Antoniusz. Dręczą mnie — mów żywo.
Kleopatra. Racz, Antoniuszu, dać im posłuchanie.
Czy Fulwia może gniewna? lub zapewne
Bezwłosy Cezar listem ci oznajmia