Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/240

Ta strona została przepisana.
232
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Aleksas. Na usługi.
Otóż się zbliża.

(Antoniusz wchodzi z posłańcem i służbą).

Kleopatra. Nie chcę mu raz drugi
Przebaczyć — chodźmy.

(Wychodzą Kleopatra, Enobarbus, Aleksas, Iras, Charmion, wieszcz i słudzy).

Posłaniec. Fulwia bój zaczęła.
Antoniusz. Z Lucyuszem, moim bratem?
Posłaniec. Tak. Lecz wkrótce
Zawarto pokój, a gdy wzgląd przeważny
Skojarzył ich przeciwko Cezarowi,
Ten, obrotniejszy, zmiótł ich z pół Italii,
Przy pierwszem starciu.
Antoniusz. Nic gorszego nie ma?
Posłaniec. Zła wieść zaraża tego, kto ją głosi.
Antoniusz. Tak, jeśli spotka tchórza lub ciemięgę.
Więc dalej, dla mnie, to co przeszło, niczem.
Kto głosi prawdę, choćby śmierć w niej była,
Ten mi pochlebia. Cóż więc?
Posłaniec. Labienus
(To przykra wieść) z Partyjskim swym zastępem
Aż po za Eufrat Azyi kres posunął,
Zwycięskim znakiem wionął z gór Libanu
Przez Lidyę i przez Jonię, gdy —
Antoniusz. Antoniusz,
Chcesz mówić —
Posłaniec. Panie!
Antoniusz. Mówże bez ogródek,
Powszechnej wieści nie szczędź mi odgłosu,
Zwij Kleopatrę jak ją zwie lud rzymski,
Szydź z nas przekąsem Fulwii, skarć obłędy
W swobodzie całej, z jaką złość potępia,
Gdy zbrojna prawdą. O! my chwasty płodzim,
Gdy życia prąd mniej silny; mówić szczerze,
To pleć ten kąkol. Zostaw mię na chwilę.
Posłaniec. Powolne służby.

(Wychodzi).

Antoniusz. Jest tam kto z Sycyonu?