Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/244

Ta strona została przepisana.
236
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

A nawet żal mi, żeście się rozstali!
O! niech nie myśli, że to ja cię wiążę,
Do tego nie mam prawa, tyś jej mężem.
Antoniusz. Bogowie świadczą —
Kleopatra. Bo też nigdy żadna
Nie była tak zdradzoną, choć od razu
Dostrzegłam szczep tej zdrady.
Antoniusz. Kleopatro —
Kleopatra. Jak mogłam wierzyć, żeś jest moim, szczerze,
Chociaż Olimpem trzęsły twe zaklęcia,
Ty coś jej skłamał? To szalona zbrodnia,
Dać się uwikłać w te przysięgi szumne,
Nim przebrzmią już złamane!
Antoniusz. Pozwól, pani, —
Kleopatra. Nie szukaj czczych wymówek, jedź do domu,
Szczęśliwa droga. Gdyś się mnie zalecał,
Na słowa czas był wtedy, nierozłączna
Osiadła wieczność w ustach i spojrzeniach,
Łuk brwi promieni! szczęściem, skroń i członki
Nosiły piętno niebios, jam ta sama,
Lub ty, największy dziś wojownik w świecie,
Tyś jest największym kłamcą.
Antoniusz. Dość, królowo!
Kleopatra. Twój wzrost bym rada mieć, byś się przekonał,
Że nie brak serc w Egipcie.
Antoniusz. Racz mię słuchać.
Niezbędny los odemnie dziś wymaga
Chwilowej służby, lecz to serce nigdy
Niewiernem ci nie będzie. Nad Italią
Lśni miecz domowej wojny: syn Pompeja
Nadpływa zbrojno do przystani Rzymu,
A równość dwóch walczących stron podwaja
Zaciętość walki. Wróg, rosnący w siłę,
I w miłość wzrasta. Stąd wygnaniec dawny,
Zamożny w cześć ojcowską, garnie serca,
Tych wszystkich, którzy na obecnym rządzie
Nic nie zyskali, a tych liczba groźna,
I co by radzi, choć gwałtownym środkiem
Swój los naprawić. Co mój wyjazd nagli,