Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/249

Ta strona została przepisana.
241
AKT PIERWSZY. SCENA PIĄTA.

Lepid. Bądź zdrów, Cezarze. Raczysz mi udzielić
Co ważniejszego ci doniosą straże.
Cezar. Bądź o tem pewien; tak powinność każe.

(Wychodzą).
SCENA PIĄTA.
W Aleksandryi. Pokój w pałacu
KLEOPATRA, CHARMION, IRAS i MARDYAN.

Kleopatra. Chodź, Charmion — ha, ha! — Chcę pić mandragorę.
Charmion. Co mówisz!
Kleopatra. Jakoś przespaćbym pragnęła
Ten czas nieznośny aż Antoniusz wróci.
Charmion. Zbyt o nim myślisz.
Kleopatra. On mię zdradza!
Charmion. Pani,
Ja tak nie sądzę.
Kleopatra. Zbliż się, pół człowieku —
Mardyan. Co łaska słyszeć?
Kleopatra. Nie twój śpiew słowiczy.
Co eunuch może, jest mi obojętnem.
Ciesz się, bezwładny, że myśl twa spokojna
Za Egipt nie ulata. Masz ty żądze?
Mardyan. O, mam.
Kleopatra. Doprawdy?
Mardyan. Nie doprawdy, pani;
Jam zuch doprawdy tylko w tem, co skromne;
Mam przeto wściekłe żądze, i pamiętam
Co przy Wenerze czynił Mars.
Kleopatra. O, Charmion!
Gdzież myślisz, że jest teraz? Śpi czy stoi?
Czy na przechadzce, lub cwałuje konno?
Szczęśliwy koń, że Antoniusza niesie!
Pędź, skrzydłonogi, wiesz kto cię dosiada?
To Atlas pół-stworzenia, prawe ramię
I hełm ludzkości. — Słuchaj, on coś mówi,
Lub szepce: „Gdzie mój wąż złotego Nilu?“
Bo tak mię zwykł nazywać. Jak nektarem,