Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/256

Ta strona została przepisana.
248
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Nie waśni nas, a jeśli są zwaśnienia,
Wykreślim go z rachunku.
Cezar. Sam zerwałeś
Złożoną mi przysięgę, o co nigdy
'Oskarżyć mię nie zdołasz.
Lepid. To zbyt ostro.
Antoniusz. Lepidzie, pozwól gderać mu do woli,
Mnie świętszym jeszcze honor niż przysięga
I nigdy go nie splamię. Mów, Cezarze,
Cóżem ci przysiągł?
Cezar. Pomoc, broń i ramię
Poświęcić mi w potrzebie, jam zawołał
A tyś odmówił.
Antoniusz. Lub zaniedbał raczej
I to w zjadliwych tych godzinach, kiedy
Sam siebie nie posiadam. Lecz niebawem
Nagrodzę ci tę stratę. Prawość moja
I męstwo chodzą w parze, to bez tego
Jest dla mnie niczem. Świadczę więc, że Fulwia
By ściągnąć mię z Egiptu, wojnę wszczęła,
Za co ja sam, bezwiedna jej przyczyna,
Przepraszam cię, o ile cześć żołnierza
Na słowie tem nie straci.
Lepid. To szlachetnie.
Mecenas. Jak Lepid radził, już przestańcie jątrzyć
Wzajemne krzywdy płonnem ich wspomnieniem,
By tylko myśleć o potrzebie Rzymu
Nad wszystko wyższej.
Lepid. Prócz nad Mecenasa.

EnoBarbus. Pożyczcie sobie na chwilę miłości waszej; dług ten zwrócicie, skoro o Pompejuszu mowy już nie będzie. Wówczas nie mając zajęcia, swobodnie będziecie się mogli swarzyć.

Antoniusz. Jesteś prostym żołnierzem, a więc przestań mówić.
Enobarbus. Prawda milczeć powinna, o tem zapomniałem.
Antoniusz. Ubliżasz temu kołu, powtarzam więc, zamilcz.
Enobarbus. Dobrze; mów dalej kamienny głazie.