Rój wściekłych gadzin! — Wołać, go, niech wróci:
Gryść go nie bodę, choć mam w piersi żmiję.
Charmion. On nie śmie, pani.
Kleopatra. Ja go nie zabiję. —
Niestarta wyjdzie na mej dłoni plama,
Gdy pastwiąc się nad niższym, ona sama
Mnie samej zawiniła. — Zbliż się do mnie.
A widzisz jak to wstrętnie i nieskromnie
Złe wieści nosić; daj języków tysiąc
Pomyślnym, innych możesz się wyprzysiądz,
Aż same się rozgłoszą.
Posłaniec. Jam powiedział
Rzetelną prawdę.
Kleopatra. Już dozgonny przedział;
O nieba! — Mówże, to mię już nie zrani,
Gdy mi powtórzysz: Tak jest.
Posłaniec. Tak jest, pani.
Kleopatra. Niech ziemia cię pochłonie! więc obstajesz
Przy swojem? zdrajco, ty mi serce krajesz!
Posłaniec. Czy będę kłamał?
Kleopatra. Zmyślaj, kręć obłudnie,
A pół Egiptu niech się zmieni w studnię
Dla krokodylów. Za drzwi z tym potworem!
Choćbyś miał twarz Narcyza, ty upiorem
Mnie byś się zdawał. Mów, gdzie Fulwii wdowiec?
Posłaniec. Niech pani się zlituje.
Kleopatra. Nie, odpowiedz!
Posłaniec. Ach, wybacz pani, nie chcę jej obrazić.
Jej rozkaz pełniąc, mamże się narazić
Na pewną śmierć? On jest Oktawii mężem.
Kleopatra. Bodajbyś przepadł lub stąd zniknął wężem,
Jeśli to prawda! Czy na pewne głosisz? —
Ten towar, który z Rzymu mi przynosisz,
Weź go na plecy, dziś nie jestem hojną,
Niech ci kark zgniecie!
Charmion. Pani bądź spokojną.
Kleopatra. Czcząc Antoniusza, krzywdzę cześć Cezara.