Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/268

Ta strona została przepisana.
260
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Co pod Filippi zjawił się zabójcy,
Was trzech miał za mścicieli. Czy nie wiecie
Co knował blady Kasyusz? lub dlaczego
Przezacny Brutus, swych pradziadów godny,
Wśród sprzysiężonych dla wolności świętej
Kapitol krwią zrumienił? bo nie chcieli
W człowieku mieć tyrana. W tejże myśli
Zebrałem flotę, pod której brzemieniem
Pieniący nurt się wzdyma; z nią zamierzam
Ojcowską krzywdę pomścić na wzgardliwym
I nienawistnym Rzymie.
Cezar. Czyń do woli.
Antoniusz. Nie straszysz nas, Pompeju, swoją flotą
Rozprawim się na lądzie i na morzu:
Znasz naszych sił przewagę.
Pompejusz. Tak, na lądzie,
Bo tam przeważasz mię ojcowskim domem:
Kukułki też dla siebie gniazd nie ścielą,
Więc możesz być mym gościem.
Lepid. Racz powiedzieć,
(Gdyż ustęp ten od rzeczy) co też myślisz
O wnioskach ci przesłanych.
Cezar. To pilniejsze.
Antoniusz. O łaskę cię prosim; rozważ tylko,
Gdzie większa korzyść.
Cezar. Na co cię naraża
Podjęta wojna.
Pompejusz. Wiem, że mi dajecie
Sycylię i Sardynie; jam zaś winien
Oczyścić brzeg z korsarzy, sypy zboża
Do Rzymu przewieść; skutkiem tej ugody
Rozejdziem się z niewyszczerbionym mieczem
I z nieskalaną tarczą.
Cezar, Antoniusz i Lepid. To przyznajem.
Pompejusz. Więc wiedzcie, żem tu wszedł, przygotowany
Ten układ przyjąć; lecz mię znów Antoniusz
Rozjątrzył do żywego. — Choć utracę
Zasługę jej wspomnieniem: właśnie kiedy
Twój brat i żona wiedli bój z Cezarem,