Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/269

Ta strona została przepisana.
261
AKT DRUGI. SCENA SZÓSTA.

W Sycylii, przy mnie, matka twa znalazła
Przytułek i gościnę.
Antoniusz. To pamiętam,
I gotów jestem złożyć ci podziękę,
Na jaką stać mię będzie.
Pompejusz. Daj prawicę.
Jam ani myślał, że się tu spotkamy.
Antoniusz. Egipskie łoża pulchne; dzięki tobie,
Żeś mię tu ściągnął wcześniej niż pragnąłem,
Bom na tem zyskał.
Cezar. Odkąd cię widziałem,
Zmieniłeś się do szczętu.
Pompejusz. Nie wiem jakie
Zła dola bruzdy ryje na mej twarzy,
Lecz wiem, że serca nigdy nie dosięgnie,
By zrobić go jej sługą.
Lepid. Dniu szczęśliwy!
Pompejusz. I dla mnie też, Lepidzie. — Zatem, zgoda.
Umowę zaszłą pismo niech uświęci,
Pod wszystkich trzech pieczęcią.
Cezar. Co najrychlej.
Pompejusz. Losujmy przed rozjazdem, kio z nas pierwszy
Ugości swych przyjaciół.
Antoniusz. Ja, Pompeju.
Pompejusz. Gdy los wyrzecze, pierwszy lub ostatni,
Rozgłośną sławę twej egipskiej kuchni
Z nadmiarem sprawdzisz. Juliusz, jak wiadomo,
Na niej się roztył.
Antoniusz. Jak wiadomo tobie.
Pompejusz. Myśl mam uprzejmą.
Antoniusz. I uprzejme słowa.
Pompejusz. Prócz tego, jakiś tam Apollodorus
Dostawił mu —
Euobarbus. To prawda.
Pompejusz. Cóż dostawił?
Enobarbus. Królowę jakąś mu w sienniku sprawił.
Pompejusz. Tyś Enobarbus: jak tam szło, pod zbroją?
Enobarbus. Nie źle, tu lepiej, bo się jakoś roją
Aż cztery uczty.