Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/273

Ta strona została przepisana.
265
AKT DRUGI. SCENA SIÓDMA.

Menas. Wstań z krzesła, wodzu, proszę cię, zaklinam,
Choć jedno słowo.
Pompejusz. Czekaj. — Do Lepida?
Lepid. A wasz krokodyl, cóż to za stworzenie?
Antoniusz. Kształt ma właściwy sobie, grubość
równą objętości, tyle ma wzrostu, ile jest wysoki i
porusza się z pomocą własnych członków. Karmi się
tem, co spożywa, a po śmierci odradza się.
Lepid. Teraz, co do maści.
Antoniusz. Maść jego własna.
Lepid. To ciekawa żmija.
Antoniusz. Tak jest, i łzy ma mokre.
Lepid. Być nie może!
Cezar. No, jeśli opis ten go zadowolili —

Antoniusz. Tak sądzę, bacząc na toast, który Pompejusz wnosi na cześć jego, chyba byłby istnym Epikurejczykiem.

Pompejusz (do Menasa na stronie). Bodajbyś wisiał! Bredzisz! Idź do kata!
Rób co ci każę. — Dajcież mi tę czarę!
Menas (podobnież). Na pamięć moich zasług, racz mię słuchać,
Wstań z krzesła, wodzu.
Pompejusz. Myślę, żeś oszalał.
Cóż, gadaj?

(Odchodzą na stronę).

Menas. Zawszem rudło miał zwrócone
Ku twemu szczęściu.
Pompejusz. Wiernie mi służyłeś,
To prawda. I cóż potem? —
Enobarbus. Tu mielizny,
Lepidzie, toniesz.
Menas. Na te stare blizny,
Czy chcesz być panem świata?
Pompejusz. Co ty mówisz?
Menas. Czy chcesz być panem świata? poraź drugi.
Pompejusz. A w jaki sposób?
Menas. Słuchaj, co ci powiem;
Choć mię ubogim sądzisz, ja twój sługa,
Ja światem cię obdarzę.
Pompejusz. Czyś pijany?