Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/281

Ta strona została przepisana.
273
AKT TRZECI. SCENA CZWARTA.

Kleopatra. Bez — wątpienia,
Ma smak wyborny. — Postać jak z kamienia. —
A co do wieku? To wyrachuj ściśle.
Posłaniec. Już wdową po Marcellu. Niech pomyślę. —
A więc około lat trzydziestu liczę.
Kleopatra. Czy słyszysz, Charmion, w dową! — Jej oblicze
Okrągłe czy podłużne?
Posłaniec. W pół okrągłe,
Jak księżyc w pełni. Lecz ma rysy ściągłe.
Kleopatra. Twarz bez wyrazu; to zapewne gąska. —
Jej włos?
Posłaniec. Jasno brunatny; skroń tak wąska
Jak liść wierzbiny.
Kleopatra. Zbieraj te pieniądze;
Źle cię przyjęłam, dziś cię lepiej sądzę.
Chcę znów do Rzymu cię wyprawić gońcem:
Lepszego posła nie znał nikt pod słońcem.
Na list poczekasz.

(Posłaniec wychodzi).

Charmion. Zda się człek porządny.
Kleopatra. Jest nim w istocie, Charmion, i rozsądny.
Żal mi, żem uszu trochę mu natarła.
Oktawia, to lichota.
Charmion. To pół karła.
Kleopatra. On wie, co jest królewskość, tam jej nie ma.
Charmion. Co jest królewskość, on? Co pani mniema,
On od dzieciństwa w jej usłudze karmion!
Kleopatra. Mam o coś jeszcze go zapytać, — Charmion:
W czytelni mojej sama list mu wręczę.
Antoniusz do mnie wróci.
Charmion. Za to ręczę.

(Wychodzą).
SCENA CZWARTA.
W Atenach. Pokój u Antoniusza.
ANTONIUSZ i OKTAWIA.

Antoniusz. Nie tylko to, jak wiesz, Oktawio droga,
To możnaby przebaczyć, i tysiące