Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/29

Ta strona została przepisana.

Pierwszy senator. Nie ma go i nie ma
Nikogo, coby się lękał was bardziej
Niż on, który się wcale was nie lęka.
Słyszycie odgłos naszych trąb?

(Odgłos trąb w oddali).

Wzywają
One do walki dzielną naszą młodzież.
Zburzym te mury prędzej, niżby one
Miały nas zaniknąć jak bydło. Te bramy
Zdają się wprawdzie zatarasowane,
Ale podparte są tylko trzcinami;
Otworzą się wnet same. Czy słyszycie?

(Powtórny odgłos trąb i wrzawa w oddaleniu).

Tam jest Aufidyusz, słyszycie, jak hula
Wśród waszych falang rozbitych?
Marcyusz.Dość tego.
Larcyusz. Niech ten zgiełk będzie nam hasłem. — Hej! drabin!

(Bramy Koryoli otwierają się nagle i Wolskowie wchodzą na scenę).

Marcyusz. Nie boją się nas i wychodzą. Dalej!
Zasłońcie serca tarczami i walczcie
Przy serc pomocy, pewniejszej niż tarcze.
Naprzód, waleczny Tytusie! Te łotry
Wyraźną sobie igraszkę z nas stroją,
Czuję po całem ciele pot wściekłości.
Dalej, żołnierze! Naprzód! kto się cofnie.
Będzie w mych oczach Wolskim i poczuje
Smak mego miecza.

(Hasło do bitwy. Rzymianie i Wolskowie wychodzą walcząc. Rzymianie zostają odparci do swych przekopów. Marcyusz powraca).

Marcyusz. Niech was tkną wszystkie zarazy południa!
Wy kały Rzymu, psy! — niech was okryją
Wrzody i trądy, byście wstręt budzili
Przed ukazaniem się, byście się wzajem
O milę z ciągiem wiatru zarażali!
O, gęsie dusze w powłoce człowieczej!
Jakżeście mogli uciec przed hałastrą,
Którąby małpy w puch rozbiły? Bodaj
Was Ereb schłonął! Wszystkie rany z tyłu,