Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/292

Ta strona została przepisana.
284
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Porzućcie tego, kto się sam porzuca.
Uwłaszczam was tym skarbem i tą łodzią.
Zostawcie mię samego: jam bezwładny,
Rozkazać już nie mogę, więc was proszę:
Odejdzie stąd. Pokrótce się zobaczym.

(Siada).
(Wchodzi EROS; IRAS i CHARMION prowadzące KLEOPATRĘ).

Eros. Łaskawa pani, zbliż się doń, z pociechą.
Iras. To on, królowo.
Charmion. Przystąp, cóż ci wzbrania?
Kleopatra. Pozwólcie, niech usiądę. O Junono!
Antoniusz. Nie, nie, nie, nie.
Eros. Racz spojrzeć.
Antoniusz. Tfu, to hańba!
Charmion. O pani —
Iras O królowo! —
Eros. Naczelniku —
Antoniusz. Naczelnik, ja? — Gdy pod Filippi trzymał
Swój miecz jak istny tancerz, jam na odlew
Zwiędłego ściął Kasyusza; jam szlachetną
Brutusa krew wytoczył: on jedynie
Przez wodzów swych zwyciężał, bez żadnego
Poczucia wojny; teraz — o to mniejsza.
Kleopatra. Pomóżcie mi.
Eros. Królowa, Kleopatra.
Iras. Bacz podejść trochę, przemów coś od serca:
On przygnębiony wstydem.
Kleopatra. O? nie mogę.
Eros. Przezacny wodzu, wstań; królowa idzie:
Jej skroń się słania, śmierć ją chwyci, jeśli
Nie wesprzez jej otuchą.
Antoniusz. Nieuczciwie
Nazwisko me splamiłem.
Eros. To królowa.
Antoniusz. Gdzieś mię zawiodła, ty egipska wiedźmo?
Patrz, nie chcąc tobie w oczy pluć mym sromem,
Odwracam się, i widzę po za sobą
To wszystko, com zniesławił.