Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/298

Ta strona została przepisana.
290
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Tyreusz. Ja wypełniam ściśle
Co mi przykazał ten, kto swej potęgi
Jest najgodniejszym.
Enobarbus. Ty dostaniesz cięgi.
Antoniusz. Tu, chodźcie. — A ty sępie! — Wy złoczyńce!
Już mię odbiegli; dawniej, gdym zawołał,
Tłum królów do mnie pędził na wyścigi,
Chwytając w lot rozkazy. Czy słyszycie?

(Służący wchodzą).

Jam jest Antoniusz. Wziąć oćwiczyć trutnia.
Enobarbus. Łatwiejsza z lwiątkiem, niż lwem starym kłótnia,
Gdy ranny zwłaszcza.
Antoniusz. Piekło i niebiosa!
Zbić go. — Gdybym którego z tych dwudziestu
Wielmożnych sług Cezara, widział kiedy
Tak śmiałym z ręką tej — jakże, się zowie,
Ta dawniej Kleopatra — zbić go, chłopcy,
Aż jak łobuza twarz mu się wykrzywi,
I łkać i skomleć będzie. Precz z tym łotrem!
Tyreusz. O, Marku Antoniuszu —
Antoniusz. Ściąć rózgami
I wrócić tu. — Cezara pełnomocnik
Odpowiedź weźmie. —

(Wychodzą służący z Tyreuszem).

Zanim cię poznałem,
Już byłaś na wpół zwiędłą, ty niegodna!
Dziewicze łoże czym zostawił w Rzymie,
Czym wyrzekł się być ojcem prawych dzieci,
Z najświętszej żony, by mię ta zhańbiła,
Co mizdrzy się włóczęgom?
Kleopatra. Antoniuszu —
Antoniusz. Wietrznicą zawsze byłaś i dziś jeszcze.
Lecz gdy w narowach stajem się niezgieci,
(O nędzo!) Jowisz oczy nam zasklepia,
Sąd zdrowy tarza w brudzie i zniewala
Czcić własne błędy, szydząc z nas, gdy lecim
Na oślep w otchłań.
Kleopatra. Aż do tego przyszło?