Że zginąć tak nie myślę; że tymczasem
Z gróźb jego szydzę.
Mecenas. Cezar niech rozważy,
Że gdy się wsciecze taki mąż, widocznie
Ostatkiem goni. Nie daj mu wytchnienia,
Korzystaj z jego błędów. Mózg bezwiedny,
To dom bez stróża.
Cezar. Racz oznajmić wodzom,
Że jutro chcemy z tylu walk pamiętnych
Ostatnią stoczyć. Jest w szeregach naszych
Dość Antoniusza zbiegów, by na zwiady
Mieć kogo posłać. Wojsko do biesiady;
Zapasów jest dostatkiem: wnet na karku
Antoniusz nasz obaczy. Biedny Marku!
Antoniusz. On nie chce bić się ze mną?
Enobarbus. Nie.
Antoniusz. Dla czego?
Enobarbus. Sam z dwudziestoma? niech cie nieba strzegą!
Wszak on szczęśliwszym po dwadzieścia razy.
Antoniusz. To zła wymówka. Słuchaj!
Enobarbus. Na rozkazy.
Antoniusz. Stanowcza jutro bitwa: lub żyć będę,
Lub czci mej taką kąpiel krwi zdobędę,
Że w niej odżyję. Skonać tak, to pięknie.
Wszak mi pomożesz?
Enobarbus. Aż ten miecz nie pęknie.
Antoniusz. Dobrześ powiedział. Niech tu wejdą słudzy. —
W ostatniej uczcie będziem, ja i drudzy,
Równymi sobie. — Dajcież mi te ręce.