Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/310

Ta strona została przepisana.
302
ANTONIUSZ I KLEOPATRA.

Nim słońce błyśnie, resztę krwi wytoczym,
Co dziś nam zbiegła. Wszystkim wam dziękuję,
Boście tak dzielnie oburącz walczyli,
Jak gdyby sprawa ta nie była moją,
Lecz wszystkim wspólną, każdy z was Hektorem.
Na miasto więc, do rodzin i przyjaciół,
Ogłoście wasze czyny, niech łzy szczęścia
Z ran skrzepłą krew obmyją, a całusy
Zagoją chlubne szramy. — Daj mi rękę:

(Kleopatra wchodzi ze służbą).

Polecam cię tej wielkiej czarodziejce,
Jej dzięki cię uzdrowią. — Kleopatro,
Uściśnij zbrojną szyję, wstąp jak bóstwo
Do piersi przez ten pancerz, i radośnie
Z bijącem sercem pląsaj.
Kleopatra. O mój królu!
O niezgłębiona cnoto! z walk otchłani
Powracasz mi nietknięty?
Antoniusz. Mój słowiczku,
Na puch Cezara zgniotłem. Ha, gosposiu!
Choć siwe jakoś kłócą się z czarnemi,
Tak nerwy mózg zasila, że potrafią
Dotrzymać pola młodszym. Spójrz łaskawie
Na tego zucha, zbliż do ust prawicę: —
Mianuję cię rotmistrzem — tak się spisał,
Jak gdyby Bóg, zawistny ludziom, w jego
Postaci walczył.
Kleopatra. Dam ci, przyjacielu,
Złocistą zbroję po rodzonym ojcu.
Antoniusz. Zasłużył nań, choćby w rubiny cała,
Jak świetny wóz Febusa. — Idźmy, pani.
Radosny wjazd odbędziem do stolicy,
Z tarczami zrąbanemi jak ich czoła.
Gdyby królewski gmach mógł was pomieścić,
Dziś z całem wojskiem siadłbym do wieczerzy,
Puharem pełnym święcąc dzień jutrzejszy,
Brzemienny plonem sławy. — Niech trębacze
Spiżowy dźwięk rozniosą w koło miasta,
Niech bębnów łoskot w grom piorunny wzrasta,