Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/333

Ta strona została przepisana.
325
AKT PIĄTY. SCENA DRUGA.

Chłopaka grającego mię, królowę,
W postaci dziewki.
Iras. O bogowie mocni!
Kleopatra. I to nas czeka.
Iras. Tego nie zobaczę;
Paznogcie pierwej w oczach mych utopię.
Kleopatra. Tak, to jedyny sposób, by zniweczyć
I wyśmiać ich zamiary. — Oto Charmion. —

(Charmion wraca).

Ubierzcie mię siostrzyce, jak do tronu —
W szkarłatne stroje — znów na Cydnus wsiędę
I spotkam Antoniusza. — Spiesz się, Iras. —
Ty, wdzięczna Charmion, z nią przyrządzisz wszystko;
Po pracy tej ostatniej, będziesz wolną
Aż po dzień sądu. — Daj koronę, perły.
Skądże ten zgiełk?

(Iras wychodzi. Zgiełk za sceną).

Żołnierz (wchodząc). Jest tam pachołek wiejski;
Domaga się przystępu do królowej,
Z plecionką fig.
Kleopatra. Niech wejdzie. Czyn szlachetny.

(Żołnierz wychodzi).

Ten płaz dokona! on mi wolność niesie.
Mój zamiar już stanowczy, nie mam w sobie
Nic niewieściego: całam jak z marmuru,
Od stóp do głowy; zmienny krąg miesiąca
Przestaje być mą gwiazdą.

(Wraca żołnierz z wieśniakiem przynoszącym figi).

Żołnierz. Oto człowiek.

(Wychodzi).

Kleopatra. Ustąpcie mu. Masz żmijkę tę Nilową
Dającą śmierć bez bólu?

Wieśniak. Zaprawdę przyniosłem, ale nie radzę dotykać się go, bo ukąszeniem śmierć niesie. Ludzie, których ząb jego zabił, prawie nigdy, a przynajmniej rzadko, powracają do życia.
Kleopatra. Czy znałeś ludzi, którym śmierć zadał?