Aufidyusz. Jeżeli ja ci tył podam, Marcyuszu,
Wolno ci będzie szczuć mnie jak zająca,
Marcyusz. Nie ma trzech godzin, Tullusie, jak w murach
Twojego miasta samopas walczyłem
I wyprawiałem, co chciałem. Nie moja
To krew, którą mnie widzisz tak upstrzonym.
W imieniu zemsty natęż swoje siły.
Aufidyusz. Chociażbyś nawet był Hektorem owym,
Gwiazdą twojego chełpliwego rodu,
Nie wymkniesz mi się stąd.
Usłużni, ale nie mężni! — Przeklęta
Wasza gorliwość wstydem mnie okrywa.
Komininsz. Gdybym ci zaczął opowiadać twoje
Dzisiejsze czyny, sambyś im, Marcyuszu,
Nie chciał dać wiary, ale zdam z nich sprawę
Tam, gdzie słuchając ich senatorowie
Łzy mieszać będą z uśmiechem radości,
Gdzie znakomici patrycyusze, milcząc,
Słuchać mnie będą, wzruszać ramionami,
Wreszcie podziwiać, gdzie kobiety będą
Drżeć z przerażenia i w słodkiem wzruszeniu
Z uwagą chwytać każde moje słowo,
Gdzie płytkogłowi trybunowie, wespół
Z cuchnącą zgrają niesfornych plebejan,
Nienawidzący twej wyższości, będą
Zmuszeni mówić: Dziękujemy bogom,
Że Rzym takiego ma żołnierza!
Aleś ty przyszedł na szczątki biesiady,
Sutą wprzód ucztę spożywszy.