Siła lub podstęp, jedno z tego dwojga
Musi go dosiądz.
Pierwszy żołnierz. To prawdziwy szatan.
Aufidyusz. Śmielszy od niego, ale mniej subtelny.
Moja waleczność nasiąkła trucizną
Przez to jedynie, że cierpiała plamę,
Którą ją okrył, gotowa dla niego
Zaprzeć się siebie. Nic nie zdoła wstrzymać
Mej ręki, ani sen, ani modlitwa,
Ani choroba, ani nagość, ani
Próg Kapitolu, ani wnętrze świątyń,
Ani kapłanów pobożne obrzędy,
Ani czas ofiar: nic z tego wszystkiego,
Co wszelkiej stawia wściekłości zaporę,
Nie zdoła żadnym starym przywilejem
I zardzewiałym puklerzem zwyczaju
Zasłonić piersi Marcyusza przed gromem
Mej nienawiści. Gdziekolwiek go znajdę,
Choćby to było w domu i pod strażą
Brata mojego własnego, utopię
Chciwą krwi dłoń w własnych jego wnętrznościach.
Idźcie do miasta, wywiedzcie się, co tam
Zaszło nowego i jacy do Rzymu
Posłani będą zakładnicy.
Pierwszy żołnierz. Mamyż
Sami iść, wodzu? nie pójdziesz-że z nami?
Aufidynsz. Czekają na mnie w gaju cyprysowym
(Ku południowi za młynami miasta).
Tam mi donieście, jak się świat obraca,
Abym do tego zastosować umiał
Dalszy mój obrót.
Pierwszy żołnierz. Uczynim tak, wodzu.
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/42
Ta strona została przepisana.
(Wychodzą).