Na łup figlarnych Feba pocałunków:
Taki ścisk wszędzie, taki wir, jak gdyby
Jakiś bóg w tego człowieka wcielony
Dał mu nadludzką potęgę i powab.
Sycyniusz. Zobaczysz, że się ani spostrzeżemy,
Jak go obiorą konsulem.
Brutus. A wtedy
Urząd nasz pójdzie spać.
Sycyniusz. On nie potrafi
Z umiarkowaniem piastować do końca
Swoich godności; to, co dziś pozyskał,
Utraci jutro.
Brutus. W tem nasza otucha.
Sycyniusz. Nie wątp, że nasi mieszczańscy mandanci
Przy pierwszej lepszej okazyi poczują
Dawną ku niemu niechęć i zapomną
O jego nowych zaszczytach, do czego
Że im da powód, znając jego dumę,
Z łatwością można przewidzieć.
Brutus. Słyszałem,
Jak się zarzekał, że choćby chciał zostać
Konsulem, nigdy nie pójdzie na rynek,
Nigdy nie włoży na siebie wytartej
Szaty pokory, ani też nie bodzie
Ran swych po formie odkrywać ludowi,
Bo tym sposobem skarbić sobie jego
Smrodliwy oddech.
Sycyniusz. Tem lepiej.
Brutus. Powiedział,
Oto są jego słowa: — że wolałby
Nie być konsulem, niż być nim inaczej,
Jak za usilną prośbą sobie równych
I w skutek życzeń szlachty.
Sycyniusz. Nie pragnijmy
Niczego więcej: jedno, żeby wytrwał
W tem przedsięwzięciu i one wykonał.
Brutus. Zdaje się, że tak zrobi.
Sycyniusz. W takim razie
Zgotuje sobie to, czego mu życzym,
To jest niechybną zgubę.
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/50
Ta strona została przepisana.