Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Brutus.Jedno z dwojga
Musi nastąpić: albo on upadnie,
Albo my wpływ nasz utracim. Dlatego
Trzeba nam zręcznie poszepnąć ludowi,
Jak on go zawsze nie cierpiał; że, gdyby
Miał władzę, toby go zaprzągł do jarzma;
Obrońcom jego nakazał milczenie;
Ukrócił jego swobody; że on go
W praktycznem życiu, w publicznych stosunkach,
Względnie na zdolność i na użyteczność,
Za nic lepszego nie ma, jak wielbłąda
Na wojnie, który dostaje posiłek
Za to jedynie, że dźwiga ciężary,
A kije, kiedy pod niemi upada.
Sycyniusz. Skoro się o tem, coś powiedział, wspomni
W stosownym czasie, kiedy jego niczem
Nieposkromiona zuchwałość wybuchnie
W oczy ludowi, (wybuchnie zaś ona,
Jak tylko się go podżegnie, a jego
Podżedz tak łatwo, jak psem poszczuć owce),
Wtedy ten wybuch ogarnie w lot suche
Paliwo ludu, a dym stąd powstały
Zaćmi na zawsze cały jego urok.

(Wchodzi posłaniec).

Brutus. Co nam przynosisz?
Posłaniec.Jesteście wezwani
Do Kapitolu. Zanosi się na to,
Że Marcyusz będzie konsulem. Widziałem
Głuchych tłoczących się, żeby go widzieć,
A ślepych — żeby go słyszeć. Matrony,
Niewiasty, panny, rzucały na niego
W przechodzie chusty, szarfy i zasłony;
Szlachta skłaniała się z uszanowaniem,
Jak przed statuą Jowisza; a nasze
Tłumy wydały taki grzmot okrzyków,
Zrobiły taki grad z czapek, jakiegom
Jeszcze nie widział.
Brutus.Idźmy na Kapitol!
Nastrojmy oczy i słuchy do tego,