Kominusz. Tak, to trąciło prawodawczym stylem.
Koryolan. Tak ma być! O! wy, dobrzy ale słabi
Patrycyuszowie, wy senatorowie
Poważni ale nad miarę niebaczni,
Jakżeście mogli pozwolić tej hydrze
Obierać sobie urzędników, którzy,
Chociaż są tylko rogami potwora,
Apodyktycznym tonem śmią przemawiać
I przez to dawać wam do zrozumienia,
Że waszą rzekę sprowadzą do rowu
I sami w łożu jej spoczną? Jeżeli
Przy nich jest władza, zasłońcie ze wstydem
Waszą ślepotę, jeżeli nie, zbudźcie
Zgubną łagodność waszą. Jeżeliście
Światli, przestańcie być prostodusznymi,
Jeśli nie, idźcie im krzesła podstawiać
I kłaść przy sobie poduszki. Będziecie
Plebejuszami, jeśli oni będą
Senatorami, a onić już nie są
Czem innem, skoro po zmieszaniu głosów
Obojej strony ich wrzask idzie górą.
Pozwoliliście im obierać sobie
Pełnomocników: otóż i obrali
Sobie takiego, który w obec grona
Mężów, powagą przewyższającego
Areopagi greckie, śmie wyjeżdżać
Z swem popularnem: „tak ma być!“ Na bogi!
Taki stan rzeczy poniża konsulat.
I serce mi się kraje, pomyślawszy,
Że kędy miejsce obok siebie mają
Dwie równe władze, łatwo zamieszanie
Zakraść się może w szczeliny i zrządzić
Upadek jednej przez drugą.
Kominiusz. Masz słuszność.
Idźmy na rynek.
Koryolan. Kto pierwszy wniósł, żeby
Z publicznych spichrzów darmo wydać zboże,
Jak się to zwykło było praktykować
U Greków...
Meneniusz. Dobrze, dobrze, ale przestań.
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/72
Ta strona została przepisana.