Rzeczywistymi przyjaciółmi kraju
I zachowajcie się z umiarkowaniem
W tej sprawie, którą z taką gwałtownością
Chcecie załatwić.
Brutus. Powolne działanie
Dobrym jest, panie, środkiem, lecz nie w razie
Gwałtownych chorób. — Bierzcie go, prowadźcie
Zaraz na skałę!
Koryolan. Nie, tu wolę umrzeć.
Niejeden tu jest, co mnie widział w boju,
Niechaj na sobie sprawdzi to, co widział.
Meneniusz. Schowaj miecz. Chwilę tylko, trybunowie.
Brutus. Bierzcie go, dalej!
Meneniusz. Na pomoc, na pomoc!
W kim krew szlachetna płynie! Hej, na pomoc,
Młodzi i starzy!
Obywatele. Niech ginie, niech ginie!
Meneniusz. Wracaj do domu teraz, spiesz, bez zwłoki,
Inaczej wszystko za nic.
Drugi senator. Idź, idź!
Koryolan. Śmiało
Stawmy im czoło, mamy równą liczbę
Przyjaciół jak i nieprzyjaciół.
Meneniusz. Chcesz-że
Do tego rzeczy doprowadzić?
Pierwszy senator. Niech nas
Bogowie chronią! Zacny przyjacielu,
Odejdź do domu i zdaj naszej pieczy
Tę smutną sprawę.
Meneniusz. Bo w tej alternacie
Nic sam nie wskórasz, zaklinam cię, odejdź!
Kominiusz. Pójdź z nami razem, pójdź z nami.
Koryolan. Chciałbym, żeby to byli barbarzyńcy,
(Którymi w gruncie są, choć ich Rzym wydał),
A nie Rzymianie, (którymi bynajmniej
Nie są, choć się ich matki ocieliły
Pod przysionkami Kapitolu).