Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Meneniusz. Zważcie następnie, że gdy w jego mowie
Nie przebija się obywatel, żołnierz
Stoi przed wami. Nie bierzcie przyszorstkich
Jego wyrażeń za objaw niechęci,
Jeno, jak rzekłem, za sposób mówienia,
Który przystoi żołnierzowi bardziej,
Niż urażanie się wam.
Kominiusz.Nie inaczej.
Koryolan. Jakiż jest powód, że zostawszy świeżo
Za wspólną zgodą obrany konsulem,
Doznaję teraz tak wielkiej obelgi,
Iż mi tę godność odbieracie?
Sycyniusz.Zanim
Ci odpowiemy, ty nam odpowiadaj.
Koryolan. Mówcie więc, ani słowa, powinienem.
Sycyniusz. Oskarżamy cię, żeś się kusił odjąć
Rzymowi jego starodawne prawa,
I sam zagarnąć despotyczną władzę,
Dopuściłeś się przez to zdrady ludu.
Koryolan. Co? zdrady?
Meneniusz.Tylko bez gniewu, przyrzekłeś...
Koryolan. Żeby z najgłębszych otchłani piekielnych
Ognie zionęły na ten lud! Ja zdrajca! —
Bezwstydny, fałszem przesiąkły trybunie!
Choćby w twych oczach pięćdziesiąt tysięcy
Środków zagłady siedziało, w twem ręku
Tyleż milionów, w kłamliwych twych ustach
Dwa razy tyle, jeszczebym ci w oczy
Powiedział: kłamiesz, tak śmiało, jak śmiało
Zanoszę modły do bogów.
Sycyniusz.Czy słyszysz,
Ludu?
Obywatele. Na skałę z nim, na skałę z nim!
Sycyniusz. Cicho! Nie mamy potrzeby przywodzić
Na potępienie go niczego więcej.
Jego postępki, jego słowa, dosyć
Świadczą w tej mierze. Widzieliście sami,
Jak się na waszych targnął urzędników,
Siłą się oparł prawu. Słyszeliście,
Jak wam złorzeczył, i tu nawet bluźnił