Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/16

Ta strona została przepisana.
8
KRÓL JAN.

Robercie! ojcze! na kolanach niebu
Dziękuję, żem do ciebie niepodobny.
Król Jan. Co za szaleńca niebo nam zesłało?
Eleonora. Ma jakiś zarys twarzy Lwiego-Serca,
I dźwiękiem głosu z nim coś spokrewniony.
Czy nie spostrzegasz śladów mego syna
W szerokich jego członkach i budowie?
Król Jan. I moje oko także porównywa
To podobieństwo. On zupełny Ryszard. —
Ty odpowiadaj, co cię pobudziło
Do ziem braterskich rościć sobie prawo?
Bękart. Bo ma pół-lica, równie jak mój ojciec,
I z tem pół-licem chce mieć całą ziemię.
Pół-liczny groszak miałby pięćset funtów!
Robert. Królu i panie! póki żył mój ojciec,
Twój brat używał często mego ojca...
Bękart. Taką powieścią dóbr mi nie odbierzesz,
Ty powiedz, jak używał mojej matki.
Robert. I raz w poselstwie wysłał go do Niemiec,
Z cesarzem w ważnych sprawach się umawiać,
Które się owych dotyczyły czasów.
Z nieobecności jego korzystając,
Król w tymże czasie bawił w naszym domu,
I jak się bawił... wstyd powiedzieć. Ale
Co prawda, prawda. Morza i szerokie
Lądy dzieliły ojca od mej matki,
Gdy ten wesoły panicz był poczęty,
(Tom słyszał nawet z ust mojego ojca).
Dobra i ziemie, na śmiertelnem łożu,
Mój ojciec mnie przekazał i konając,
Stwierdził, że syn ten matki naszej nie był
Bynajmniej jego synem, lub w tym razie
Przyszedłby na świat o czternaście niedziel
Pierwej, niż trzeba. Tak więc, dobry królu!
Pozwól, ażebym posiadł to, co moje:
Dobra ojcowskie, według ojca woli.
Król Jan. Twój brat, kochanku, jest zupełnie prawnym.
Żona twojego ojca go nosiła
Po ślubie, jeśliby zatem sfałszowała,
Jej to jest wina, której się poddaje