Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/20

Ta strona została przepisana.
12
KRÓL JAN.

To moja matka. Powiedz, dobra Pani,
Co cię do dworu ciągnie z tym pospiechem?
Ledy Fokonbrydż. Gdzie jest ten łajdak? gdzie on? gdzie jest brat twój?
Co tu na honor matki swej poluje?
Bękart. Kto? brat mój Robert? syn sira Roberta?
Ów Kolbrand Olbrzym, mąż potężnej ręki?
Sira Roberta syna szukasz? matko!
Ledy Fokonbrydż. Sira Roberta? Ty zuchwały chłopcze!
Dlaczego mówisz z takiem urąganiem?
Sira Roberta syna? A ty czyj syn?
Bękart. Jakóbie Gurnej! zostaw nas na chwilę.
Gurnej. Idę, Filipie!
Bękart. Filip wróbel — dobry
Jakóbie! Pewne fraszki się odkryły,
Potem ci powiem więcej.

(Gumej wychodzi).

Dobra matko!
Sira Roberta synem ja nie jestem.
Sir Robert mógłby swoją cząstkę we mnie
Zjeść w wielki piątek i nie złamać postu.
Sir Robert mógł coś zrobić, ale przyznaj,
Mógłże mnie spłodzić? Nie, sir Robert nie mógł.
My znamy przecież jego płody. Zatem
Powiedz mi, matko, komum za te członki
Obowiązany? bo sir Robert nic się
Do sporządzenia nóg tych nie przyczynił.
Ledy Fokonbrydż. Czyś ty się sprzysiągł z bratem, coś powinien
Bronić mój honor dla własnego dobra?
Skąd te przykąsy? ty zuchwały chłopie!
Bękart. Rycerzu! powiedz, matko! bom ja rycerz,
Jak Bazylisko. Jestem pasowany,
I uderzenie czuję na ramieniu,
Ale nie jestem synem twego męża,
Sira Roberta zrzekłem się i dóbr swych;
Ród prawy, imię, ziemię, wszystkom stracił.
Dajże mi, dobra matko, poznać ojca.
Musi być człowiek, co się zowie! Któż on?