Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Eleonora. Chodź tu do swej babki.
Konstancya. Zrób to, mój synu! idź do babki, dziecię!
Oddaj królestwo babce, a babunia
Da ci śliweczkę, wiśnię albo figę.
Dobra babunia!
Artur. Przestań, dobra matko!
Chciałbym głęboko leżeć w mej mogile,
Bom ja tej wrzawy nie wart, którą słyszę.
Eleonora. Wstyd mu za matkę, że aż biedny płacze.
Konstancya. Bądź co bądź, wstyd i hańba tylko tobie.
O! nie wstyd matki, ale krzywdy babki
Z jego ócz biednych perły wyciskają.
Niebo je widzi i jak zakład przyjmie.
Tak. Niebo da się ująć kryształami
Tych drogich ziarnek, jemu sprawiedliwość
Odda i krzywdy pomści się na tobie.
Eleonora. Potworo i krzywdzisz niebo, krzywdzisz ziemię.
Konstancya. Potworo! krzywdzisz niebo i tę ziemię,
Ty wraz z twoimi. Wyście przywłaszczyli
Władzę, królestwo, wszystkie prawa tego
Biednego chłopca. Najstarszego syna
Twojego on jest synem. Nieszczęśliwy
W tem jednem tylko, żeś ty jego babka.
Twoje to grzechy w nim ponoszą karę.
Wyrok zakonu cięży na nim, chociaż
Drugie go tylko dzieli pokolenie
Od ciebie, od żywota twego, który
W grzechu poczynał.
Król Filip. Milcz-że już! szalona!
Konstancya. To jeszcze powiem: Nie za grzech jej tylko
On znosi karę, ale Bóg uczynił
Zarówno grzech jej, jak ją samą, klęską
Oddalonego pokolenia. Za nią
Ponosi ono klęski. Jego krzywdy
Są to jej krzywdy i jej grzechu sługi.
Za nie to karę dziecko to ponosi,
Za nie i przez nią. — O! przekleństwo tobie!
Eleonora. Głupia kłótnico! mogę ci ukazać
Wolę, co znosi prawa twego syna.