Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/28

Ta strona została przepisana.
20
KRÓL JAN.

Konstancya. Któż o tem wątpi? złą, występną wolę.
Wolę kobiety, zgniłą babki wolę.
Król Filip. Przestańcie, proszę, lub się umiarkujcie,
Bo nie przystoi tu obecnym stwierdzać
Swem przyzwoleniem tę kłótliwą wrzawę.
Trąby niech wyzwą ku nam na okopy
Anżeru mężów, niech powiedzą, czyje
Przyznają prawa: Jana czy Artura?

(Trąbią — występują obywatele na wały).

Pierwszy obywatel. Któż nas ostrzega, abyśmy tu wyszli?
Król Filip. Francya za Anglią.
Król Jan. Anglia za siebie.
Obywatele tego miasta! moi
Mili poddani!...
Król Filip. Wy, Anżeru męże!
Władzy Artura wierni! do rozmowy
Wzywa was trąba nasza.
Król Jan. Posłuchajcie!
We własnej sprawie my powiemy pierwsi.
Sztandary Francyi, które tu przed oczy
Waszego miasta podstąpiły, przyszły
Na szkodę waszą. Brzuchy armat pełne
Srogiej wściekłości, paszcze ich gotowe
Na wasze mury wypluć gniew żelazny.
Przygotowano krwawe oblężenie.
Nieubłagany umysł Francyi grozi
Waszego miasta oczom przymróżonym,
Tym zwartym bramom. Gdyby nie nasz pospiech,
Spiące kamienie, co wras obwiązują,
Jak pas wokoło, silnem uderzeniem
Dział wyruszone z glinianego łoża,
Jużby rozpadły się w szeroką szczerbę,
By krwawa przemoc pokój wasz zdławiła.
Lecz gdy ujrzeli nas, waszego króla,
Nas, którzy silnym i gwałtownym marszem.
Przed bramy wasze przywodzimy odsiecz,
Aby draśnienie żadne nie postało
Na licu waszych murów, ciż Francuzi
Zdumieni, do rozmowy się skłaniają.
I teraz zamiast kul obwitych ogniem,